3/08/2013

Rozdział 10

Hejka zanim napisze chciałabym przeprosić,że ostatnio notki nie są dodawane regularnie. Jest to spowodowane nawałem ocen, które muszę poprawić. Chciałabym podziękować osobom, które śledzą mojego bloga, dzięki za pozytywne komentarze, nawet nie wiecie jakiego banana miałam na twarzy gdy je czytałam ^ ^  A teraz coś skierowanego do mojej przyjaciółki, dziękuje, że mnie wspiera i drze się do ucha jak ma nowy pomysł na rozdział xD Notka dodana dzisiaj bo obawiam się, że w niedziele nie będę miała wystarczająco dużo czasu.

Ps: Nigdy nie zapomne rozdziału pisanego na religii, mina nauczycielki bezcenna xD

                                                                ******


Seth pędził w swoim Kombi na ratunek Josh'owi. W uszach tkwił mu donośny śmiech Oliver'a. Minął dobrze mu znany sklep całodobowy, po pewnym czasie skręcił w dzielnice, gdzie znajdował się jego dom. Docisnął pedał gazu, trzymając w żelaznym uścisku kierownicę. Minął ostatnie kilkanaście pięknie oświetlonych, świątecznymi światełkami domów. Przypomniał sobie, że on sam nie wywiesił nic a nic, zapomniał. Jego cały wolny czas zajmował  Josh, tylko na nim skupiał ostatnio całą uwagę. Z ciemnej bocznej uliczki wyjechało czarne jak węgiel Porsche. Zdenerwowany Seth zahamował gwałtownie. Oddech miał nie równy, otworzył drzwi swojego samochodu, wychylając się ostrożnie. Włożył zmarzniętą dłoń do kieszeni aż natrafił na nabity pistolet, przeczuwał,że ma  kłopoty. Te Porsche nie zjawiło się tu przypadkowo, ten pościg miał za zadanie późnić przyjazd Seth'a na miejsce. Z samochodu naprzeciwka wyszło dwóch barczystych mężczyzyn w garniturach, z jedną ręką ukrytą za plecami. Mózg Seth'a pracował teraz na podkręconych obrotach, analizując każde możliwe wyjście z tej jakże niekorzystnej sytuacji. Przeczesał nerwowo włosy, które przysłoniły mu na chwile widok. Pragnął jak najszybciej znaleźć się przy swoim skarbie. Zacisnął szczękę, lekko zgrzytając uzębieniem. W jego głowie kołatało się  tysiąc myśli na minutę. Seth wsiadł do samochodu, odpalając jednym ruchem auto, silnik zaburczał ogłaszając tym samym swoją gotowość. Opony niebezpiecznie kołowały na śliskiej powierzchni jezdni. Ruszył przed siebie, z prawdziwym szałem w oczach, ludzie Oliver'a uskoczyli w ostatniej sekundzie. Zdenerwowany Seth spoglądał co minutę we wsteczne lusterko, za nim jechało to same Porsche. Vega uderzył zaciśniętą pięścią w kierownice, maksymalnie skupiony. Krążył od godziny po dzielnicy chcąc zgubić natrętne auto. Poszperał w kieszeni w poszukiwaniu telefonu komórkowego "czas wezwać posiłki" pomyślał. Wybrał numer do swojego znajomego. Po dwóch sygnałach, odezwał się męski głos.
-Słucham?- usłyszał po chwili dziwnej ciszy.
-David tu Seth, dawno się nie widzieliśmy stary.- przywitał go mężczyzna nieco podenerwowanym tonem.
-Oooo Vega, co tam u ciebie?- spytał wesoło.
-Mam pewien problem, ścigają mnie ludzie Oliver'a.- wyjaśnił po krótce, robiąc zakręt po raz setny z rzędu w tą samą ulicę. Zmarszczył brwi, z naprzeciwka wyskoczy, jak by znikąd kolejny samochód. Seth zawrócił, wymijając nie zgrabnie Porsche.
-David, kurwa pomóż mi!- ryknął Vega w słuchawkę, irytując się powoli.
-Dobra to tak, wyśle tam swoich ludzi oni na trochę ich zatrzymają ale ostrzegam nie na długo. Więc ruszaj się szybko! Pojedziesz do siebie zabierzesz co masz zabrać i spierdalasz.- poinformował mężczyznę spokojnym tonem.
-Mam uciekać z Josh'em!- spytał prawie krzycząc.
-Aaaa to teraz jesteś z tym Josh'em.....ciekawe, ale nieważne. Jak już stracicie pościg, to na święta wypierdalacie do White Land. Tam wynajmiecie domek w górach i spokojnie przeczekacie. Taaa a swoją drogą....zaliczyłeś tego małego?- spytał, chichocząc cicho. Seth spiekł raka, przewracając oczyma po czym zaburczał gniewnie wprost do słuchawki, ściskając mocno telefon.
-Nie wkurwiaj mnie!!!- syknął Vega, niczym jadowity wąż czyhający na swoją ofiarę.
Wybacz ale musiałem zapytać, znasz mnie. To tyle na razie nie mogę udzielić ci większej pomocy. Sam ma parę spraw, które trzeba natychmiast załatwić.- do usłyszenia. W słuchawce zacharczało koniec rozmowy, rozłączył się. Seth trzymał telefon przy uchu jak zahipnotyzowany, dotarło do niego,że może być już za późno. A co jeśli, jak tylko otworzy drzwi jego oczom ukaże się martwe ciało Josh'a, w kałuży szkarłatnej krwi. Ciało tak drobne i delikatne, które może leżeć martwe, blade i wyczerpane w jego własnym domu. Tak bardzo było mu brak jego promiennego uśmiechu i nagiego ciała, którego pragnął całym swoim zbolałym, w tej chwili, sercem. Sapnął donośnie z własnej niewiedzy i bezsilności. Rzucił komórkę na siedzenie obok. Rozległ się pisk opon i krzyk, od którego ciarki przechodzą po plecach. Ludzie David'a wkroczyli do akcji siejąc strach i spustoszenie wśród szeregów wroga. Seth dostrzegł jak czarne Porsche uderza z hukiem w pokryty grubą warstwą śniegu hydrant.Woda wystrzeliła w górę tworząc zjawiskową fontannę. Mężczyzna odjechał najszybciej jak się dało, na ile pozwalało sobie jego wysłużone auto. Gdy tylko wjechał na podjazd i otworzył drzwi samochodu, usłyszał przeszywający krzyk. Nie starając się nawet o zamknięcie drzwiczek popędził ile sił w nogach do domu.

2 komentarze: