4/24/2013

Rozdział 15


Josh obserwował Seth'a przez pewien czas. Lubił patrzeć na jego roześmianą twarz. Mineli szpital, pędzili teraz przez ulice, mijając ludzi, którzy przygotowywali się do świąt. A on, a on nawet choinki nie przystroił. Matka pewnie miała go w dupie. Dla niej ważniejszy jest alkohol, tylko to się dla niej liczy. Zacisnął zęby, przeszedł na przednie siedzenie samochodu. Kątem oka zerknął na mężczyzne. Patrzył przed siebie, zajęty prowadzeniem Kombi. Zapiął pas, zastanawiając się gdzie tak właściwie jadą. Nic szczególnego nie wiedział o Seth'cie. W sumie to był dla niego prawie obcy. Ale czuł, że starszy go nie skrzywdzi. Kilka razy uratował go, opiekował się nim. Boże, o czym on w ogóle myślał. Powinien się cieszyć,że ktoś go kocha i jest dla kogoś ważny, potrzebny. Chłopak wzruszył się, niebieskie oczy zaszkliły się. Dłonią przeczesał blond włosy.
-Seth gdzie my tak właściwie jedziemy?- spytał młodszy trąc rękami błękitne oczy.
-Hmmm jedziemy do banku, potrzebne są mi pieniądze, muszę wybrać je z konta. A potem pojedziemy na zakupy.- odpowiedział, zmieniając biegi.
-Do banku? I na zakupy? Przecież ja muszę jechać do domu.-wyjąkał, zrywając się z miejsca. Pasy rzuciły nim o oparcie, unieruchamiając. Seth spojrzał ciepło na chłopca by potem powrócić wzrokiem na jezdnie. Skręcił szybko na parking. Josh przechylił się na siedzeniu gdy Seth wjeżdżał z piskiem opon na miejsce parkingowe. Mężczyzna zgasił samochód, przeciągając się na miejscu. Siegnął do tyłu po swój płaszcz.
-Zostajesz czy idziesz skarbie?- skierował pytanie do Josh'a patrząc na niego uśmiechnięty. Chłopak spojrzał na ciemne oczy starszego.
-Nie mam kurtki.- oznajmił, spuszczając wzrok.
Seth zastanowił się chwile, Josh czekał cierpliwie milcząc.
-W schowku pod twoim siedzeniem powinna być bluza.- powiedział wysiadając. Obszedł maskę samochodu. Pozapinał guziki płaszcza. Wiatr dął, przeczesując czarne włosy. Śnieg wirował pod wpływem podmuchów. Światełka choinkowe oświetlały najbliższe otoczenie. Ludzie mijali Seth'a, rozochocone dzieci trajkotały wesoło do swoich rodziców, ciągnąc ich za rękawy kurtek. Josh wyciągnął szarą bluzę spod siedzenia. Seth otworzył drzwi Kombi, śnieg wleciał do środka. Josh wyszedł pospiesznie, złapał starszego za rękaw gdyby nie to już dawno leżał by na zlodowaciałym asfalcie. Mężczyzna złapał chłopca w ostatniej chwili, podciągając do góry.
-Dzięki.- wyjąkał, poprawiając ciuchy.
-Uważaj gdzie stawiasz stopy skarbie.- poradził, trzymając jego dłoń, gdy chłopak szedł po lodzie śmiejąc się. Seth patrzył szczęśliwy na roześmianego chłopaka. Stanęli przed ogromnym budynkiem banku. Po obu jego stronach rosły gęsto, ogołocone z liści drzewa.
-To ten bank? Zwykli ludzie nie mają tutaj kont. To bank dla samych szych z Los Angeles.- powiedział zdziwiony. Seth milczał, z jego ust nie wydobyła się żadna odpowiedź. Zrezygnowany chłopiec spojrzał na wielkie drzwi, jeszcze nigdy nie był w takim banku. Ręka Seth'a powędrowała przed siebie zatrzymując się na chłodnej klamce. Pchnął drzwi po czym wszedł do środka ciągnąc za sobą oszołomionego Josh'a. Nawet najśmielsze oczekiwania przeszły dawno to co ujrzał w tej chwili. Ogromne kontuary z dębowego drewna, poustawiane były wzdłuż śnieżnobiałych ścian. Mężczyźni w podeszłym wieku stali za blatami obsługując zamożnych klientów. Josh czuł się tam, no właśnie jak? Tak nijak, błacho i biednie. Spoglądnął na luksusowe ubrania innych, czarne połyskujące garnitury, jedwabne suknie kobiet i ich wytworne futra na ramionach. Chłopak poczuł, że chce jak najszybciej stąd uciec. Mijający go mężczyzna spojrzał krytycznie na jego ubiór lecz Seth'owi się ukłonił i wyszedł.
-Seth ja tu nie pasuje. - powiedział, przyglądając się kryształowemu żyrandolowi, zwisającemu ze złotego sufitu.
-Oczywiście, że tu pasujesz. Jesteś moim skarbem, jeśli ktoś cię skrzywdzi lub zrobi inną niestosowną rzecz, pożałuje tego.- odpowiedział ciepło mierzwiąc włosy chłopca. Nie spodziewanie Seth przybrał poważny wyraz twarzy, wyprostował się . Z naprzeciwka nadszedł starszy mężczyzna, człapiąc butami o posadzkę. Josh'a zmroziło, czyżby to jego obecność była nie mile widziana. Seth stał niewzruszony, chłopak chciał wyślizgnąć rękę z dłoni starszego ale ten trzymał ją w żelaznym uścisku, nie wypuszczając.
-Panicz Vega, oczekiwaliśmy pana. Pańska matka przelała na jedno z kont pokaźną sumę, proszę za mną.- skłonił się, rzucając pełne pogardy spojrzenie w stronę młodszego, ten skulił się jakby w sobie. Ludzie, którzy napatoczyli się Seth'owi uchodzili mu z drogi i kłaniali się w pas. Chłopak nie mógł zrozumieć dlaczego tamten mężczyzna zwraca się do Seth'a „paniczu” to miał być jakiś żart. Urzędnik zaprowadził ich do jednego z kontuarów. Sam stanął za blatem, pstrykając na klawiaturze numer konta.
-Poproszę kod do konta.- oznajmił patrząc wyczekująco.
Seth poszperał w jednej z wewnętrznych kieszenie płaszcza. Wydobył z niej obszerny skórzany portfel. Wyciągnął plik kart kredytowych, jedną z nich podsunął pod sam nos urzędnikowi.
-Chce aby pieniądze zostały przelane na moje prywatne konto. Proszę też uaktywnić moje stare konto znajdujące się w banku na Florydzie.- wskazał na zielono-czarną kartę leżącą na blacie. Mężczyzna bez słowa spełnił żądanie, wstukał potrzebne informacje, mamrocząc coś pod nosem.
-Czy moja matka zostawiła dla mnie jakąś wiadomość.- spytał, opierając się bokiem o brązowe drewno.

4 komentarze: