Josh obserwował Seth'a
przez pewien czas. Lubił patrzeć na jego roześmianą twarz. Mineli
szpital, pędzili teraz przez ulice, mijając ludzi, którzy
przygotowywali się do świąt. A on, a on nawet choinki nie
przystroił. Matka pewnie miała go w dupie. Dla niej ważniejszy
jest alkohol, tylko to się dla niej liczy. Zacisnął zęby,
przeszedł na przednie siedzenie samochodu. Kątem oka zerknął na
mężczyzne. Patrzył przed siebie, zajęty prowadzeniem Kombi.
Zapiął pas, zastanawiając się gdzie tak właściwie jadą. Nic
szczególnego nie wiedział o Seth'cie. W sumie to był dla niego
prawie obcy. Ale czuł, że starszy go nie skrzywdzi. Kilka razy
uratował go, opiekował się nim. Boże, o czym on w ogóle myślał.
Powinien się cieszyć,że ktoś go kocha i jest dla kogoś ważny,
potrzebny. Chłopak wzruszył się, niebieskie oczy zaszkliły się.
Dłonią przeczesał blond włosy.
-Seth gdzie my tak
właściwie jedziemy?- spytał młodszy trąc rękami błękitne
oczy.
-Hmmm jedziemy do banku,
potrzebne są mi pieniądze, muszę wybrać je z konta. A potem
pojedziemy na zakupy.- odpowiedział, zmieniając biegi.
-Do banku? I na zakupy?
Przecież ja muszę jechać do domu.-wyjąkał, zrywając się z
miejsca. Pasy rzuciły nim o oparcie, unieruchamiając. Seth spojrzał
ciepło na chłopca by potem powrócić wzrokiem na jezdnie. Skręcił
szybko na parking. Josh przechylił się na siedzeniu gdy Seth
wjeżdżał z piskiem opon na miejsce parkingowe. Mężczyzna zgasił
samochód, przeciągając się na miejscu. Siegnął do tyłu po swój
płaszcz.
-Zostajesz czy idziesz
skarbie?- skierował pytanie do Josh'a patrząc na niego
uśmiechnięty. Chłopak spojrzał na ciemne oczy starszego.
-Nie mam kurtki.-
oznajmił, spuszczając wzrok.
Seth zastanowił się
chwile, Josh czekał cierpliwie milcząc.
-W schowku pod twoim
siedzeniem powinna być bluza.- powiedział wysiadając. Obszedł
maskę samochodu. Pozapinał guziki płaszcza. Wiatr dął,
przeczesując czarne włosy. Śnieg wirował pod wpływem podmuchów.
Światełka choinkowe oświetlały najbliższe otoczenie. Ludzie
mijali Seth'a, rozochocone dzieci trajkotały wesoło do swoich
rodziców, ciągnąc ich za rękawy kurtek. Josh wyciągnął szarą
bluzę spod siedzenia. Seth otworzył drzwi Kombi, śnieg wleciał do
środka. Josh wyszedł pospiesznie, złapał starszego za rękaw
gdyby nie to już dawno leżał by na zlodowaciałym asfalcie.
Mężczyzna złapał chłopca w ostatniej chwili, podciągając do
góry.
-Dzięki.- wyjąkał,
poprawiając ciuchy.
-Uważaj gdzie stawiasz
stopy skarbie.- poradził, trzymając jego dłoń, gdy chłopak szedł
po lodzie śmiejąc się. Seth patrzył szczęśliwy na roześmianego
chłopaka. Stanęli przed ogromnym budynkiem banku. Po obu jego
stronach rosły gęsto, ogołocone z liści drzewa.
-To ten bank? Zwykli
ludzie nie mają tutaj kont. To bank dla samych szych z Los Angeles.-
powiedział zdziwiony. Seth milczał, z jego ust nie wydobyła się
żadna odpowiedź. Zrezygnowany chłopiec spojrzał na wielkie drzwi,
jeszcze nigdy nie był w takim banku. Ręka Seth'a powędrowała
przed siebie zatrzymując się na chłodnej klamce. Pchnął drzwi po
czym wszedł do środka ciągnąc za sobą oszołomionego Josh'a.
Nawet najśmielsze oczekiwania przeszły dawno to co ujrzał w tej
chwili. Ogromne kontuary z dębowego drewna, poustawiane były wzdłuż
śnieżnobiałych ścian. Mężczyźni w podeszłym wieku stali za
blatami obsługując zamożnych klientów. Josh czuł się tam, no
właśnie jak? Tak nijak, błacho i biednie. Spoglądnął na
luksusowe ubrania innych, czarne połyskujące garnitury, jedwabne
suknie kobiet i ich wytworne futra na ramionach. Chłopak poczuł, że
chce jak najszybciej stąd uciec. Mijający go mężczyzna spojrzał
krytycznie na jego ubiór lecz Seth'owi się ukłonił i wyszedł.
-Seth ja tu nie pasuje. -
powiedział, przyglądając się kryształowemu żyrandolowi,
zwisającemu ze złotego sufitu.
-Oczywiście, że tu
pasujesz. Jesteś moim skarbem, jeśli ktoś cię skrzywdzi lub zrobi
inną niestosowną rzecz, pożałuje tego.- odpowiedział ciepło
mierzwiąc włosy chłopca. Nie spodziewanie Seth przybrał poważny
wyraz twarzy, wyprostował się . Z naprzeciwka nadszedł starszy
mężczyzna, człapiąc butami o posadzkę. Josh'a zmroziło, czyżby
to jego obecność była nie mile widziana. Seth stał niewzruszony,
chłopak chciał wyślizgnąć rękę z dłoni starszego ale ten
trzymał ją w żelaznym uścisku, nie wypuszczając.
-Panicz Vega,
oczekiwaliśmy pana. Pańska matka przelała na jedno z kont pokaźną
sumę, proszę za mną.- skłonił się, rzucając pełne pogardy
spojrzenie w stronę młodszego, ten skulił się jakby w sobie.
Ludzie, którzy napatoczyli się Seth'owi uchodzili mu z drogi i
kłaniali się w pas. Chłopak nie mógł zrozumieć dlaczego tamten
mężczyzna zwraca się do Seth'a „paniczu” to miał być jakiś
żart. Urzędnik zaprowadził ich do jednego z kontuarów. Sam stanął
za blatem, pstrykając na klawiaturze numer konta.
-Poproszę kod do konta.-
oznajmił patrząc wyczekująco.
Seth poszperał w jednej z
wewnętrznych kieszenie płaszcza. Wydobył z niej obszerny
skórzany portfel. Wyciągnął plik kart kredytowych, jedną z nich
podsunął pod sam nos urzędnikowi.
-Chce aby pieniądze
zostały przelane na moje prywatne konto. Proszę też uaktywnić
moje stare konto znajdujące się w banku na Florydzie.- wskazał na
zielono-czarną kartę leżącą na blacie. Mężczyzna bez słowa
spełnił żądanie, wstukał potrzebne informacje, mamrocząc coś
pod nosem.
-Czy moja matka zostawiła
dla mnie jakąś wiadomość.- spytał, opierając się bokiem o
brązowe drewno.
Czemu taki krótki?? Tak mi sie podoba to opowiadanie!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że nowy rozdział pojawi się niedłógo
H.M.
*-* jakie to fajnee
OdpowiedzUsuńWciągające *u*
OdpowiedzUsuńGenialne !!
OdpowiedzUsuń