5/31/2015

Rozdział 55

Seth padł na kolana, wzrokiem szukając źródła chaosu. Z tyłu za nim Chris szperał w swoim colcie, który lata świetności miał już za sobą. Tak jak zawsze odmówił posłuszeństwa właścicielowi w najmniej odpowiedniej chwili. Ten jednak nie chciał go wymienić na lepszy model, za każdym razem tłumacząc, że ma do niego ogromny sentyment.
- Gray, znajdź mamę i Sandy, no leć!- wrzasnął, widząc jak pracownik wpatruje się w nieznany mu punkt i ignoruje jego rozkazy. Vega pochylił się nisko, dotykając policzkiem chłodnej posadzki  gdy z początku normalne pociski rozbiły się o marmurową ścianę. Zalewając ją zielonkawą mazią. Ciecz wyżerała drobne dziury w metamorficznej skale.
- Na lwie jest snajper.- oznajmił Gray.- Ma jakieś pieprzone fiolki z kwasem w nabojach.
Seth wyjrzał ostrożnie zza balustrady, częstując kulką kierującego się na balkon napastnika. Nie wiedział jakim cudem tylu podejrzanych mężczyzn dostało się do budynku, na dodatek każdy wyposażony był w doskonałą broń. A on co? Miał tylko jedną berettę z do połowy pełnym magazynkiem.
Wydał Grayowi kilka poleceń. Po czym oboje w kuckach zeszli z ostrzeliwanego balkonu, zostawiając Chrisa ze swoim kapryśnym coltem.
      Przebywając na górze nie mieli pojęcia jaka masakra rozgrywa się na dole. Trupy zamożnych mężczyzn zaścielały posadzkę niczym dywan a toksyczna maź była dosłownie wszędzie. Na ścianach, stołach a nawet ludziach, wołających rozpaczliwie o pomoc. Grand Palais zmieniło się w prawdziwy cmentarz.
       Ukryli się za przewróconym stołem, w którym  utkwiły łuski z naboi. Sytuacja nie wyglądała za dobrze na dodatek widoczność utrudniały powywracane meble i wszędobylski pył.
- Trzeba jak najszybciej znaleźć resztę.- przyprószoną twarz szarowłosego wykrzywił grymas bólu.
Vega przestał liczyć naboje jakie mu pozostały i ciemne oczy skierował na Graya a zwłaszcza na rękę przyciśniętą do ramienia. Świeża krew obficie wypływała spomiędzy palców, kapiąc na posadzkę.
- Zerwany mięsień.- domyślił się Seth, Gray tylko kiwnął głową potwierdzając jego słowa.
Kryształowy żyrandol spadł z dużej wysokości umyślnie strącony przez snajpera. Drobne kawałki ostrego tworzywa wbiły się głęboko w lewy bok Setha. Organizm mężczyzny nie przejął się dawką bólu, adrenalina robiła swoje. A ciało ciemnowłosego było stworzone do takich działań. Bez słowa zostawił Graya, licząc na jego umiejętności. W końcu kilka lat przechodził odpowiednie szkolenia, które nie poszły na marne. Sam zaś puścił się biegiem przez całą długość rotundy, czyli okrągłego obszaru, w tym wypadku ze szklanym zadaszeniem. Snajper nadal siedzący na lwie, przesunął się o 60 stopni śledząc wzrokiem biegnącą postać. Odgłos dwóch strzałów oddanych w powietrze zwrócił uwagę wszystkich obecnych. Przyczajony za jednym z filarów obserwował szczupłą i zwinną sylwetkę, która koziołkuje w powietrzu a potem gładko ląduje na posadzce. Korzystając z zamieszania jakie wywołała tajemnicza postać opuścił swoją dotychczasową kryjówkę. Cały czas trzymając palec na spuście swojej beretty wyszedł na środek pomieszczenia. Takim postępowaniem ryzykował wiele, każdy mógł go teraz odstrzelić jak kaczkę. Wyprostował ramię i strzelił, trafił w klatkę piersiową. Krępej budowy mężczyzna osunął się i zwalił na marmurową podłogę, z typowym trzaskiem łamanego karku. Kolejny przeciwnik pokonany a ilu jeszcze zostało?
      Josh z rosnącym niepokojem obserwował sytuację rozgrywającą się przed nim. W tłumie zgubił Alexa i na dodatek nie potrafił określić gdzie są inni. Ukryty pomiędzy krzesłami przysłuchiwał się rozmowie dwóch uzbrojonych mężczyzn. Spodziewał się rosyjskiego akcentu ale jakie było jakie zaskoczenie gdy dosłyszał ich szepty, w języku niemieckim. Byli zaskoczeni wtargnięciem nieznajomych ludzi tak samo jak on. Nie zauważyli nawet swojego kompana leżącego martwego ze złamanym karkiem. Po wymianie kilku zdań rozbiegli się w przeciwne strony, atakując Graya.
     Vega po raz kolejny przeturlał się przy posągu lwa. Chwycił pierwszy lepszy pistolet jak zdołał znaleźć i zgarbiony pobiegł do oddalającej się postaci. Oberwał, i to mocno. Rana w okolicach żeber mocno krwawiła a krople kwasu, które dostały się do twarzy spaliły skórę. Odczuwał zmęczenie i nie bardzo panował nad sobą. Byli w pułapce, wszyscy. Przeciwników przybywało a on nie miał odpowiedniej broni i amunicji.
Rzucił się na tajemniczą osobę, zwalając ją z nóg. Oboje upadli na porozbijane naczynia, przewracając przy okazji kilka krzeseł. Cios pięścią w policzek na kilka sekund zamroczył Setha ale ten spodziewał się mocniejszego uderzenia i unieruchomił ręce przeciwnika tuż nad głową. Zdrowym okiem, które nie było opuchnięte, spojrzał badawczo w oczy napastnika. Coś mu nie pasowało, wpatrywały się w niego ciemne, kobiece tęczówki.
- Vega do diabła.- kobieta zrzuciła z siebie zaskoczonego mężczyznę.- Do reszty zgłupiałeś?
- Mei? Co ty tu robisz?- pomógł wstać przyjaciółce.
 Azjatka otrzepała się z kurzu, zaglądając przez ramie Setha.  Oczy w kształcie migdałów rozszerzyły się do granic możliwości. Pchnęła Setha na ziemie, zanim zdążył jakkolwiek zareagować.  Huk z jakim pocisk kumulacyjny wbił się w ścianę i wybuchł, wstrząsnął całym budynkiem. Tynk i kilka większych odłamów ściany spadło głucho na ziemie.
Kobieta wciągnęła mężczyznę pod stół.
- Co to kurwa było.- sapnęła, wyciągając pośpiesznie drobinki szkła z jednej dłoni.
- Najprawdopodobniej bazooka.- wychylił się lekko.
- Chowaj się.- pociągnęła go za ramie.- Jesteś ranny?
Że też musiała to zauważyć. Nie potrzebował litości.
- Jak widać. Twarz też mam ciekawą prawda.- warknął nie patrząc jej w oczy.
- Uratowałam ci dupę i nie usłyszałam nawet dziękuję.- zignorowała jego lekko zniekształconą prawą stronę twarzy.
- Tak jak kiedyś w Macedonii.- wspomniał, uśmiechając się pomimo bólu.- I dziękuję.
- Nie czas na takie rzeczy.- przerwała mu.- Trzeba ewakuować żywych i rannych. 
- Może najpierw wyjaśnisz mi co tu robisz?
- To nie czas i miejsce.- wsłuchała się we względną ciszę.
Seth poszedł za jej przykładem. Tuż nad Grand Palais koczował samolot. I to nie byle jaki po hałasie jaki powodował, musiał być pokaźnych rozmiarów.
- Macie zamiar urządzać sobie pogawędki czy uciekać?- po lewej stronie pojawiła się głowa nieznajomego mężczyzny.
- Jest z nami.- uprzedziła Setha, który miał zamiar rzucić się na brązowowłosego.
Oboje wyczołgali się spod stołu, Seth z pomocą Mei.
- Ewakuowaliśmy wszystkich, których zdołaliśmy.- poinformował ich.- Mamy zamiar zabezpieczyć ciała obcokrajowców.
- Świetnie. Na jutro chce pełne dane każdego z nich. Wykonajcie testy DNA.
Vega przysłuchiwał się ich rozmowie z nieukrywanym zdziwieniem. Był pod wrażeniem wyposażenia jakim dysponował mężczyzna idący przed nim. Większość pistoletów i karabinów była ulepszona i nielegalna lub wycofana z produkcji.
Po przejściu kilku metrów zatrzymali się przed metalową drabinką, która zwisała ze śmigłowca transportowego. W okół nie było żadnego wroga, nie dostrzegł też Josha i reszty rodziny. Spojrzał w górę, najwyraźniej znajdowali się w bezpiecznym miejscu. 
- To  CH-47 Chinook.- wyjaśniła Mei, widząc spojrzenie przyjaciela.
                                                                         
                                                                              ***

- Czyli cały ten burdel na dole to sprawka Niemców?- upewnił się Vega, układając w głowie wszystkie pozyskane informacje.
Znajdował się we wnętrzu śmigłowca transportowego, opatrzony przez medyka. Kierowali się w nieznanym mu kierunku a Mei była oszczędna w informacjach. Bo bokach miał Chrisa i Graya, który wyszli z tego z kilkoma zadrapaniami. Josh dostał środki uspokajające i prawie zasypiał przed nim na ławeczce. W tylnej części śmigłowca przymocowane były, jak się domyślił, nieoznakowane wozy opancerzone. Na ścianach kadłuba porozwieszane były różnego rodzaju bronie.
- Od dłuższego czasu zajmuję się pewną sprawą. Nie mogę wyjawić szczegółów ale jest ona na skale światową.- usiadła przy Sandy.
- Myślałem, że wycofałaś się z tej branży. No wiesz... spokojne, zwyczajne życie i te sprawy.- dawno widział przyjaciółkę w takim ubraniu. Czarny strój przylegał mocno do jej ciała a w ukrytych zakamarkach miała pochowanych kilka niespodzianek.
- Stwierdziłam, że to nie dla mnie.- uśmiechnęła się.- Stęskniłam się za swoją dawną pracą Seth.
- Wiem coś o tym.- odwzajemnił szeroki uśmiech.- No a teraz powiedz gdzie my do cholery lecimy.
Wstała i sztywno podeszła do swojego współpracownika.
- Powiedz mu.- zwróciła się do Jamesa.
Mężczyzna kiwnął głową, przenosząc spojrzenie na Setha.
- Prezydent Stanów Zjednoczonych chce się z tobą zobaczyć.

7 komentarzy:

  1. Liczyłam na to że Seth zainteresuje się Joshem ( chyba dobrze napisałam) albo, że Seth oberwie i to dość mocno i Josh mu pomoże uciec albo coś . Ale mimo to rozdział mi się bardzo podoba. ~Bogini Yaoi (Wcześniej MrsMalfoy)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział, mam nadzieję, że Seth i Josh wrócą do siebie. Życzę dużo weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na opisanie tego rozdziału mam tylko jeden przymiotnik OMFG BOSKIE. :D czekam na następne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy napisałaś o snajperze na lwie, wyobrażałam sobie snajpera popierdalajacego na rudej bestii niczym na tęczowym jednorożcu. Brawo.

    Ciekawi mnie, co z resztą osób? A Seth mnie zawiódł. Josh był dla niego wsystkim, a teraz nawet nie zwraca na niego uwagi...

    OdpowiedzUsuń
  5. Super =^.^=
    Zrobiłaś genialny klimat, ja raczej gustuję w broni białej i średniowiecznych klimatach, ale podobało mi się. Szacun za niezłe obeznanie, nigdy nie miałam głowy do pistoletów...
    Brakowało mi Josha w tym rozdziale, mam nadzieję, że szybko się pogodzą :-(
    Weny! :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejcia;3
    Twój blog został przeze mnie wybrany do akcji charytatywnej. Szczegóły znajdziesz na moim blogu
    http://tonietakjakmyslisztato.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    ciekawa jest zwłaszcza końcówka, ale boli mnie to, że nawet Seth za bardzo nie przejął się tym co się dzieje z Joshem....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń