6/23/2015

Rozdział 57

Sala konferencyjna mieściła w sobie długi, podłużny stół oraz krzesła obite czarną skórą. Na przeciwko umieszczony został pełnoekranowy telewizor, który wbudowano w ścianę. W prawej części pomieszczenia, okna wskazywały na most oraz przepływające po rzece statki. A kilka kinkietów rozświetlało pomieszczenie.
        Josh rozsiadł się na jednym z krzeseł, wodząc nie obecnym wzrokiem po pomieszczeniu.
- To na kogo czekamy?- spytał jakby od niechcenia. W rzeczywistości aż  go korciło by dowiedzieć się kto jest tym tajemniczym gościem.
Na twarzy Setha malowało się widoczne zmęczenie a także smutek. Mimo tego przybrał lekko naciągany uśmiech. Wieczorne słońce wpadające przez okno, oświetlało oszpeconą skórę mężczyzny.
Bruzdy widniejące na twarzy dodawały mu charakteru.
- Nie patrz się tak na mnie.-odezwał się, wyciągając ostatnie papierzyska z obszernej teczki.- Dziwnie się czuję. Wiem, że jestem ohydny.
Josh zmarszczył brwi a zmarszczka na czole pogłębiła się jeszcze bardziej.
- Jesteś cudowny.- odparł stanowczo.- A jeśli spróbujesz zaprzeczyć to dostaniesz po łbie.
Seth zaśmiał się pod nosem. Spojrzenie orzechowych oczu, wwiercało się w blondyna.
- Nasz związek nie jest normalny.
- Nigdy nie był i nie będzie.- chłopak przekrzywił głowę.- Ty jesteś zabójcą z ogromnym majątkiem i seksownym uśmiechem a ja..
- A ty małym cykorkiem co boi się własnego cienia?- usiadł naprzeciwko.- No kochanie, nie strzelaj mi tu fochów.- pogładzić kciukiem wnętrze dłoni blondyna.
- Nie strzelam.- burknął.- Jesteś niedobrym człowiekiem Seth.- cień uśmiechu przemknął przez jego twarz.
- Och...ranisz mnie.- gestem dłoni przesunął po klatce piersiowej, na co Josh parsknął śmiechem.
Kątem oka dostrzegł jak drzwi uchylają się powoli a do środka wchodzi czterech mężczyzn. Dwóch barczystych i górujących nad pozostałymi wzrostem, trzymało się z tyłu. Reszta zaś podeszła ostrożnie do stołu, mierząc Setha przenikliwym spojrzeniem.
- Panie prezydencie.- Vega podniósł się z siedzenia, witając się z gośćmi.- Josh Carter.- wskazał na oszołomionego chłopaka.
- Cieszę się, że odpowiedział pan na moje zaproszenie.- podstarzały mężczyzna usiadł na najbliższym krześle.
Jego towarzysz zajął miejsce obok, nadal milcząc.
- Nie codziennie dostaje się zaproszenie od samego prezydenta Stanów Zjednoczonych.- tym razem wzrok utkwił w drugim gościu, gdzie rysy twarzy wskazywały na azjatyckie pochodzenie. Co raz bardziej mu się to nie podobało.
- Nie codziennie przeprowadzają szturm na Grand Palais we Francji.- przechylił się nad stołem.- A najdziwniejsze jest to, że zawsze coś podejrzanego dzieję się, gdy pan jest w pobliżu.
- Na razie nie mam zielonego pojęcia kto i po co to zrobił.- kłamał jak z nut, przynajmniej w kwestii nie wiedzy dlaczego uzbrojeni ludzie wtargnęli do budynku.- Pańscy podwładni powinni już to ustalić.
Prezydent odchylił się na krześle a chwila zawahania wymalowana na jego twarzy, nie umknęła uwadze Setha.
- Niestety nastąpiły pewne komplikacje.- zaczął.- Krótko mówiąc jesteśmy w czarnej dupie, nawet nie wiemy jakiego pochodzenia byli napastnicy. Nie mówiąc o konkretnych szczegółach.
- Niemcy.- wypalił Josh. Wszystkie spojrzenia zwróciły się w jego stronę.
Seth podniósł pytająco brew, natomiast prezydent otwierał kilka razy usta jakby chciał coś powiedzieć.
- Skąd to wiesz chłopcze?- milczący dotąd mężczyzna odezwał się po angielsku.
Chłopak spojrzał na azjatę, mrugając oczami.
- Usłyszałem jak ze sobą rozmawiali.- wyjaśnił.- Wyglądało na to, że ktoś ich zatrudnił.
- Wiesz o czym mówili?- blondyn zaprzeczył.- Musimy to sprawdzić.- zwrócił się do zamyślonego prezydenta.
- Jest pan koreańskim ministrem obrony?- zapytał po chwili Vega, azjata potwierdził jego słowa krótkim skinieniem.
- Czemu do cholery nie powiedziałeś nam tego wcześniej!- oskarżycielski ton głosu prezydenta powędrował w stronę Josha.
- Proszę na niego nie krzyczeć.- Seth poderwał się momentalnie z krzesła. Dwaj ochroniarze w mgnieniu oka wyciągnęli pistolety. Mężczyzna sztyletował ich chwilę wzrokiem.
- Bez zbędnych emocji panie Vega.- powiedział sucho minister.- Nie potrzebujemy kolejnego rozlewu krwi czy awantur. Jesteśmy tu w zupełnie innej sprawie.
Ciemnowłosy opadł spowrotem na krzesło.
- Chciałem zaproponować panu współpracę.- temat podjął prezydent.
- Nigdy nie miałem zamiaru współpracować z rządem.- odparł chłodno.- Nie chce dodatkowych zmartwień.
- Te zmartwienie jak pan to nazwał mogą być na skale międzynarodową.
- Nie rozumiem.- zmarszczył powoli brwi.- Co ja mam z tym wspólnego? Poza tym powiedział pan, że nic nie wiadomo w sprawie napadu, mimo tego pańscy ludzie pojawili się na miejscu o właściwej porze.
- Nic byśmy nie zdziałali gdyby nie pańska znajoma, Mei Kashido.
- Czyli znów się w coś wplątała.- westchnął z rezygnacją.- Przejdźmy do konkretów.
- Chce aby pan pracował ze mną. Doskonale wiem o pańskich konfliktach z Rosją i sądzę, że to właśnie tam jest źródło tych problemów.
- Rosja to złe miejsce i rodzi bardzo złych ludzi. Na czym miałaby polegać ta współpraca?
- Mam kilka warunków.- założył ręce na piersi.- Dostarczam pańskim ludziom odpowiedni sprzęt, daje wolną rękę w zamian chce wszelkich informacji i przede wszystkim ta sprawa nie ma prawa ujrzeć światła dziennego.
- Mam swoich ludzi od zaopatrzenia. Sprawą się zajmę, przy okazji wyrównam kilka porachunków.- odpowiedział, powoli zbierając się do wyjścia.
- Proszę poczekać.- prezydent zatrzymał go gestem dłoni.- Pozostaje tylko jedna kwestia do wyjaśnienia.
- Kwas, którym zalali Grand Palais.- zgadł.
- Strzał w dziesiątkę.- uśmiechnął się mężczyzna.- Zablokowaliśmy transport podejrzanych towarów z terenów i okolic Rosji, mimo tego ta substancja nadal rozprzestrzenia się po państwach.
- Sądzimy, że przewożą ten kwas w jakichś pojemnikach, których nie możemy zlokalizować.- dokończył minister.
- Nie koniecznie tak musi być.- odezwał się nie pewnie Josh.- Równie dobrze mogą przewozić to w tak banalny sposób, że nikomu nie mogło by przyjść to nawet na myśl.
- Może to być związane z pokazami mody na całym świecie.- podsunął minister, był widocznie zadowolony z jakiegokolwiek postępu pracy, nawet tego najmniejszego.
Chłopak zastanawiał się chwilę, a wszyscy obecni nie spuszczali z niego wzroku. Najbardziej zaintrygowany był Seth, który nawet tego nie ukrywał.
- Kolczyki, naszyjniki, broszki.- zaczął wyliczać na palcach.- Może być w nich kwas, który właśnie tak transportują. Nie wielka ilość wystarczy do zabicia człowieka. Więc takie wyjaśnienie jest dość...logiczne.- zakończył płasko.
- Ja w tym nie widzę ani trochę logicznego myślenia.- odparł prezydent, najwyraźniej do takiej hipotezy nie był przekonany.
- Ale to dość możliwe.- mruknął pod nosem minister.- Tylko jak tą substancje można przechowywać na przykład w broszce.
- Są różne sposoby. A rodzajów biżuterii jeszcze więcej, niewielkie zbiorniczki czy kwas we wnętrzu przedmiotu. Pod uwagę możemy brać wszystko.- palce Setha splotły się w jedną całość.
- Czyli mamy już jakiś trop. Świetnie.- humor prezydenta wyraźnie się poprawił.


                                                                         ***

Josh po raz kolejny uderzył czołem w kokpit samochodu.
- Kurwa, kurwa, kurwa.
- Spokojnie.- pogładził kochanka czule po plecach.- Mogliśmy się tego spodziewać.
Flesze aparatów rozświetlały wieczorną ciemność. Czerwony hummer stał na jałowym biegu, kilka metrów od wieżowca. Przyciemnione szyby, skutecznie chroniły ich przed ciekawskimi spojrzeniami.
- Chciałem odpocząć, przytulić się do ciebie i zasnąć.- westchnął ciężko.- A zamiast tego muszę koczować tutaj bo nawet do mieszkania nie mogę wejść!
Seth odchylił głowę, opierając się wygodnie. Wiele lat spędzonych w swoim zawodzie, przyzwyczaiło go do wielu niekomfortowych sytuacji.
Wolną dłonią potarł gojące się blizny. Nie narzekał. Mimo, że pulsujący ból nie dawał mu spokoju.
- Wychodzimy.- zarządził, mierzwiąc  kostkami palców blond włosy Josha.
Chłopak przekrzywił głowę, dociskając policzek do chłodnego kokpitu.
- Po co? Nie dadzą nam wejść.
- Odwrócę ich uwagę a ty wejdziesz do środka.- zgasił silnik.
- Seth ty bardziej potrzebujesz ciszy i spokoju niż ja.- wymownym spojrzeniem wskazał na jego ramię.
Zbył go machnięciem ręki i wysiadł szybko z auta. Blondyn poszedł za jego przykładem, by potem w mgnieniu oka przebiec całą szerokość jezdni, chowając się za szeregiem pobliskich samochodów. Wyjrzał ostrożnie zza maski srebrnej toyoty, było mu cholernie żal Setha. Zwłaszcza gdy tabun reporterów dopadł go po drugiej stronie ulicy. Upewniwszy się, że nikt podejrzany nie kręci się w pobliżu, puścił się biegiem przed siebie. Spojrzał ostatni raz na tłum przed sobą, zacisnął dłoń w pięść, wściekły z własnej bezsilności.
Odetchnął z ulgą dopiero gdy znalazł się w klatce schodowej, z łomoczącym sercem oparł się o drzwi. Takie sytuację co raz bardziej go przytłaczały. Pragnął tylko normalnego życia u boku Setha.
- Nareszcie jesteś blondasie.- ze schodów zbiegł koszykarz.- Alice dostaje palpitacji serca.
- Nie strasz mnie do cholery.- odepchnął się od drzwi.
Alex roześmiał się głośno a echo potoczyło się po klatce.
- Lepiej chodź, zanim panna Anderson zdecyduje się powyrywać nam nogi przy samej dupie.
- Powinieneś bardziej panować nad swoją dziewczyną.- stwierdził gdy znajdowali się w windzie. Posuwała się wolno, zbyt wolno.
- Jakoś nie mam zamiaru oberwać czymś ciężkim po głowie.- wyrzucił niedopałek na posadzkę, przydeptując go ciężkim butem.
- Dobrze, że ja nie mam takich problemów.- wyszczerzył się i wyszedł z windy, wpadając wprost na stojącą przed nim dziewczynę.
- Ty palancie! Jak mogłeś nie dać choć znaku życia.- wrzasnęła, świdrując Josha wzrokiem.
Uwagę skupiła teraz na swoim chłopaku, który cudem uniknął lecącego w jego stronę kubka. Naczynie rozbiło się o drzwi windy, wylewając resztki soku.
- Kochanie spokojnie.- uniósł ręce do góry w poddańczym geście.
Josh po chwili odzyskał równowagę, nie bardzo wiedząc o co chodzi. Rozmasował obolałe ramię, odwracając szybko wzrok gdy napotkał opinający się materiał na piersiach dziewczyny. Ubrana była w męski t-shirt i puchate kapcie, które z wyglądu przypominały dwie żółte kaczki. Czarne loki upięła w niedbały kok a pasma wyswobadzające się z niego, sterczały na wszystkie strony świata.
- Idziemy do mnie.- oznajmiła, obrzucając pozostałych chłodnym spojrzeniem.
- Mogłaś ubrać chociaż stanik.- odparł Alex, przybierając nadąsaną minę.
Dziewczyna warknęła coś w odpowiedzi, ciągnąc za sobą blondyna. Dotarli na koniec korytarza gdzie, naprzeciwko mieszkania Setha, znajdowało się inne, oznaczone numerem 20.
- Nie mogę iść z tobą, poczekam na Setha.- Josh wyrwał się z jej żelaznego uścisku. Alice przez chwilę rozważała kilka opcji, po czym ostatecznie kiwnęła głową i przytuliła przyjaciela.
- Martwiłam się o ciebie głupku.- posłała chłopakowi ciepły uśmiech i z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi.
Po kilku minutach wygrzebał z dna kieszeni klucz i przekręcił nim w dziurce. Powitały go znajome cztery ściany i zapach dawno nie wietrzonego pomieszczenia. Zmarszczył nos. Mimo nie przyjemnego zapachu, brakowało mu czegoś jeszcze. Oczekiwanie na powrót swojego kochanka znacznie się przedłużyło. W tym samym czasie zdążył wypić dwie kawy, posprzątać mieszkanie i pogrążyć się w nie wesołym myślach. Sekundy, minuty mijały w zawrotnym tempie a niebieskie oczy jak zahipnotyzowane śledziły wskazówki zegara.
   Gdy zegar wskazywał okrągło godzinę 21:00 drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie i huknęły o ścianę. Chłopak poderwał się szybko z miejsca. Widok Setha w tak opłakanym stanie sprawił, że głos uwiązł mu w gardle.
- Pieprzeni, zachłanni, egoistyczni, bezwstydni ludzie bez krzty jakiegokolwiek człowieczeństwa.- wychrypiał, zataczając się na wszystkie strony. W odzyskaniu jako takiej równowagi pomógł mu Josh, który przechylił mężczyznę w swoją stronę. Biorąc jego ciężar na swoje barki.
- Co ci się stało?- oklapł na miejsce obok kochanka. Lustrował go spojrzeniem, pełnym bólu i współczucia. Dopiero teraz dostrzegł wielki, purpurowy siniec na kości policzkowej oraz rozdarty rękaw szarego garnituru.
- Jakiś idiota przywalił mi kamerą w twarz.- odruchowo dotknął drugiego, pokiereszowanego policzka.
- I rozdarł ubranie.
- I zajebał zegarek.- machnął przed oczami nadgarstkiem, gdzie powinien znajdować się srebrny rolex.- Chuj jeden zarobił kilka tysięcy dolarów.
- Krwawisz.- przełknął głośno ślinę.
Spojrzał na swoje ramię, najwyraźniej szwy puściły.
- To nic takiego.- uspokoił Josha.
Chłopak zmarszczył brwi.
- Jak to nic takiego. Trzeba zmienić bandaże. I zrobić coś z tymi reporterami przez budynkiem bo nie dadzą nam żyć.
- Jest jeden sposób.- odwrócił wzrok, w takiej chwili nie mógł spojrzeć na swój skarb.- Żenię się.
Gorzkie łzy spłynęły po twarzy mężczyzny, dał upust swoim emocjom.

18 komentarzy:

  1. O kurwa. Że jak?!?! Jak to się żeni?!?!!? Rozdział super, ale za takie zakończenie to ja cię zabije.



    Wierna fanka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierdolę. Nie zgadzam się. *foch*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma mowy !!Sprzeciw sędzia nie zgadza się tak nie moze byc do jasnej anielski!!- skacze po pokoju ze złości * oni maja byc razem i Seth nie moze się zenić , koniec kropka i przecinek - uderza młotkiem * sprawa zamknieta

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowy rozdział SUPER!!! Czytam, czytam i nagle końcówka. Co to ma kurwa być? On się żeni? Rozdział zajebisty, ale ta końcówka...
    Życzę dużo weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurwa co????
    Nie! Nie! Nie! Seth nie może się ożenić!
    Dawaj jak najszybciej kolejny rozdział, bo umrę chyba tu XD

    OdpowiedzUsuń
  6. o ja pierdole. no tylko nie to. dopiero co się z Josh'em pogodzili.. ;/

    OdpowiedzUsuń
  7. Co? Gdzie? Jak? Z kim on się niby żeni ? Nie może!?! A co z Josh'em .... Czy no go juz nie kocha ? Seth nie może się ożenić z kimś innym od Josh'a....������

    ~Guśka~

    OdpowiedzUsuń
  8. Głupia ja przez przypadek usunełam jeden komentarz, przepraszam :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm czyżby mój? =-O

      Usuń
    2. Telefon spadał z kolan, próbowałam go łapać....i jest efekt :( Pozwalam się wychłostać ;-;

      Usuń
    3. Hahahahah znam ten ból ;-)
      Yoshi; ja nie z takich, ja nie chłostam :-P
      Spoko :-)
      Ale się uczepię. Na początku masz " długi podłużny" (yy tak samo bez kontynuacji to brzmi trochę ciekawiej...) a to takie trochę jest nie teges o_O

      Usuń
  9. Jak możesz? Między nimi już się układało i tu nagle takie coś :( czemu Seth musi się ożenić i ranić Josha? Poza tym super :) czekam na następne :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Co kurwa??Pierdole nie jade!!!!!Nie zgadzam sie!!!!Podwójny foch :^p

    OdpowiedzUsuń
  11. Czyta, czyta, czyta.......Nie....Nie, nie i jeszcze raz NIE~!!!!! Jaki ślub do cholery??!!!! Im się tu zaczyna ponownie układać, mieli spędzić ze sobą miły wieczór, a tu takie COŚ?!!!! Ja chcę następny rozdział z ładnymi wyjaśnieniami co?, jak?, dlaczego? z kim? itd.... I NIE ZGADZAM się na ślub Setha z kimś innym od Josha~!!! Koniec kropka~! O_O
    Pozdrawiam i weny życzę #Kimie ^.^

    OdpowiedzUsuń
  12. Zajebiście, jak zawsze. Kocham Twój styl opisywania i masz extra pomysły. Ale jeśli Seth ożeni sie z kimś innym niż z Joshem.... Nie wybaczę CI tego.... XD. Czekam na dalszy ciąg i nie zgadzam sie na ŻADEN ŚLUB!!!!!! Weny życzę. A, jeśli mogę, zostawię linka do swojego bloga: eyelessjackfanpiszeshit.blogspot.com

    ~Eyeless Jack Fan <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy kolejny rozdział !? Łakne wyjaśnień !

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej,
    że co Seth? nie może tego zrobić dopiero co się pogodzili, i to niby z kim się żeni?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń